No dobra, muszę chyba oddać Rudej Śląskiej co należne. Oprócz małej, żółtej biedroneczki, na jej terenie znajduje się jeszcze jeden obiekt, bynajmniej nie tak mały jak trzy z poprzedniego wpisu. Szczerze mówiąc, to jedna z wiekszych budowlanych powierzchni, po której do tej pory mogliśmy pochodzić. Napisałbym, że śmiało, ale… chyba bym nieco skłamał.
Jakoś tak ciągnie nas do służby zdrowia, więc za cel kolejnej wyprawy obraliśmy sobie kolejny szpital. Lubię, kiedy ich zawartości odzwierciedlają jej stan, więc ten, tak samo jak Stalownik, nadawał się na porównania idealnie. Był pusty i rozkradziony.
To tyle jeśli chodzi o część piwniczną. Zamknięty w 2003 roku obiekt, po wypełnieniu swojej służby jako kompleksowy szpital, uzyskał drugie życie pod kątem turystycznym. Największą atrakcją była kaplica umiejscowiona tuż obok głównego budynku. Żeby tam zajrzeć podpowiedział nam… alarm.
No dobra, nie mieliśmy wyjścia. Musieliśmy wycofac się do bezpiecznej pozycji. Ale czy teren wyglądał bezpiecznie?
Oczywiście, bo nie mogło być inaczej, spóźniliśmy się o kilka miesięcy. Po drewnianym budynku administracji zostały zgliszcza, bogaty wystrój kaplicy zamienił się w krainę pustki, a na parterze Oddziału Chirurgii i Reumatologii Szpitala Miejskiego zainstalowano czujkę.
Szczeście w nieszczęściu, ochrona nie dotarła na miejsce, więc mogliśmy wrócić do budynku z pominięciem pilnowanego obszaru. I to była dobra, choć trudna decyzja.
Są miejsca, których się nie zapomina. I znów, analogicznie do wizyty na terenie innego szpitala, byłoby mi naprawdę smutno, gdybym nigdy tego nie zobaczył.
Venite, adoremus!
Z tego co pamiętam, Jezus skończył inaczej…
Zobaczmy to jeszcze raz na zbliżeniu!
Uśmiechnij się, masz gości!
Nie, to nie!
Tymczasem zwiedzanie trwało w najlepsze.
Patrząc na ten strych, nie dziwię się, że budynki tego typu kończą swój żywot pożarem. Wiele im nie potrzeba…
Ruda Śląska ma jednak miejsce, którym może się chwalić na mapie opuszczonych gratek dla eksploratorów. Ale jak w przypadku poprzednich obiektów, śpieszmy się kochać i ten, bo jego czas nadchodzi.
Były plany rewitalizacji miejsca, ale sami chyba domyślacie się, na czym je zakończono. Czy ja w ogóle muszę to komentować?
Może po prostu zaproszę na kolejny wpis, który już niebawem!